Rekolekcje o rekolekcjach
Czternaście małżeństw reprezentujących trzynaście diecezji postanowiło w dniach od 19 do 25 lipca 2016 roku spędzić trochę czasu w Krościenku nad Dunajcem. Po co przyjechali? Dlaczego nie chcieli wyjeżdżać? Kto ich tam trzymał? Wytrawni oazowicze z pewnością domyślają się już właściwych odpowiedzi.
Otóż nikomu, kto kojarzy adres „Jagiellońska 100”, nie trzeba tłumaczyć, że wszyscy spotkali się w Centralnym Domu Rekolekcyjnym Domowego Kościoła, a celem tego spotkania były rekolekcje. Można nawet powiedzieć więcej: „metarekolekcje”, czyli rekolekcje o rekolekcjach, a konkretnie Oaza Rekolekcyjna Diakonii Rekolekcji Domowego Kościoła II stopnia. Nazwa trudna, treści też nie najprostsze, ale dzięki księdzu Tomaszowi Opalińskiemu oraz Kasi i Pawłowi Maciejewskim bardzo dobrze przyswajalne. Mówiąc w skrócie: biegaliśmy ze szczytu na szczyt, w międzyczasie omawiając drogę, która ma nas doprowadzić do celu.
O jakich szczytach mowa? Co to za rekolekcje, które polegają na wchodzeniu na szczyty? Nie zdradzimy żadnej tajemnicy, jeśli ujawnimy, że każdy stopień Oazy Nowego Życia dla rodzin ma w swoim przebiegu zaplanowane pewne ważne momenty, które powinny zostać zaakcentowane, dobrze przeżyte przez uczestników. Rolą par odpowiedzialnych oraz księdza moderatora jest takie poprowadzenie rekolekcji, aby tych szczytów niczym nie przysłonić, ale wręcz przeciwnie, pozwolić uczestnikom na bezproblemowe duchowe wejście na szczyt, z którego przecież (wielu to powtarza po przejściu górskich wędrówek) lepiej się rozmawia z Panem Bogiem – bo bliżej.
Każdy dzień poświęcony był innym rekolekcjom. Kolejno odkrywaliśmy Oazę Rodzin I, II i III stopnia, a na koniec wszystkie pozostałe: ORAR-y, rekolekcje tematyczne, ewangelizacyjne, Triduum Paschalne, sesję o pilotowaniu oraz ORDR DK I i II stopnia. Oprócz konferencji dotyczących tematu dnia w planie zajęć nie zabrakło też wszystkich innych ważnych elementów rekolekcji: Eucharystii w wyremontowanej kaplicy zewnętrznej (przepiękna!), jutrzni i Namiotu Spotkania, spotkań w grupach, konferencji, pogodnego wieczoru i dyżurów (wg starożytnej zasady „ora et labora”).
Na koniec przyszło to, co nieuniknione – trzeba wyjechać. Nikt jednak nie zgłaszał, że bardzo mu na tym zależy. Wręcz przeciwnie. Uczestnicy czuli się w Krościenku jak w domu, więc po co wyjeżdżać? Atmosfera domu na Jagiellońskiej 100 to temat na odrębny artykuł, przeplatany wieloma świadectwami. Tutaj jednak musi wystarczyć krótkie podziękowanie dla Eli Kozyry i Marysi Różyckiej za ogromną troskę o dom i wszystkich, którzy w nim przebywają. Ich cicha obecność i posługa były bardzo budujące.
W dniu poprzedzającym wyjazd odbyły się jeszcze dwa ważne spotkania. Pierwsze to spotkanie z księdzem Franciszkiem Blachnickim przy jego grobie. Ważny moment uświadomienia sobie geniuszu tego człowieka, który wiernie odkrył i przekazał charyzmat Ruchu Światło-Życie. Uczestnikiem drugiego ważnego spotkania był moderator generalny Ruchu Światło-Życie ksiądz Marek Sędek. To spotkanie odbyło się w kaplicy na nieszporach oraz przy stole w czasie kolacji, a dla chętnych również w późniejszym czasie.
Uważny czytelnik zapewne zauważył, że pozostało jeszcze jedno pytanie: kto ich tam trzymał? Odważymy się postawić tezę, że to, co się w tym czasie wydarzyło w sercach uczestników, było przede wszystkim efektem działania Pana Boga. Za to Jemu niech będą dzięki.
Dorota i Jacek Skowrońscy
Świadectwo Grzegorza
Wyjazd na ORDR II stopnia w Krościenku zaplanowany został w lipcu 2015 roku tuż po rekolekcjach ewangelizacyjnych, które mieliśmy okazję prowadzić. Został nam zaproponowany przez parę diecezjalną jako dalszy etap formacji. Oczekiwaliśmy na niego z mieszanymi uczuciami, gdyż we wspólnocie DK, w której jesteśmy, w ciągu ostatniego roku przeżyliśmy kilka trudnych wydarzeń. Dość powiedzieć, że „wspólnota” zaczęła uwierać, momentami bardzo mocno, na tyle, że zaczęliśmy się zastanawiać nad naszą dalszą w niej bytnością. To, co nas najbardziej zniechęciło, to brak miłosierdzia. Usłyszeliśmy: …to jest ruch, jedni przychodzą, inni odchodzą…, bez specjalnego żalu ani szukania tej „zagubionej owcy”. Zniechęcenie osiągało punkt kulminacyjny. Wtedy właśnie trafiliśmy do Krościenka na Jagiellońską pod opiekę Kasi i Pawła Maciejewskich oraz ks. Tomasza Opalińskiego. Rzut oka na notatnik uczestnika, wykonany z mistrzowską pieczołowitością, wystarczył, żeby dostrzec: ci ludzie robią to z miłości do bliźniego. Trafiliśmy do kręgu, w którym zaraz okazało się, że wszyscy pragną służyć swoimi charyzmatami tak bardzo, że brakuje psalmów na Eucharystii, żeby wszyscy chętni mogli zaśpiewać. W krótkim czasie zrodziła się duchowa więź pomimo „prześcigania się” w posługach. Nowatorski podział dyżurów, tzn. taki iż wszystkie grupy miały codziennie fragment posługi liturgicznej, spowodował, że Eucharystia naprawdę była szczytem dnia. Pięknie ujął to ks. Tomasz w jednej z homilii, gdy dał nam zadanie odnalezienia dwóch takich samych desek w nowej odnowionej i przebudowanej kaplicy „zewnętrznej”, jak ją nazwaliśmy. Po nieudanej próbie ukazał, że deski razem, choć każda jest inna, stanowią budowlę pełną i piękną. Każdy szukał, którą jest deską. Ja odnalazłem się w desce progowej, o którą potykają się inni a jednak jakże potrzebnej. Słowa księdza Tomasza, który przytoczył wiersz o Kościele z wieloznacznym tytułem „Knajpa” w jednym z ostatnich wersów: „…jak tu z takimi dzielić życie…”, spowodowały, że Bóg wreszcie dotarł do mego poranionego serca. Kościół jest kaleki, poraniony i taki Kościół mam kochać. Pan pokazał mi ten Kościół w ciele Kasi. Zrodziło się pragnienie, by przytulić się do nóg Kasi i podziękować im, że nadążyły za resztą charyzmatów. Taki Kościół pragnę kochać dzięki Bożej pomocy.
Zdarzyło się jeszcze coś, o czym tak naprawdę nie miałem pojęcia, gdy zakończyły się rekolekcje. Podczas modlitwy małżeńskiej dane nam było dotykać Pana w Najświętszym Sakramencie. Prosiliśmy Go o interwencje w nasze życie powierzając swoje problemy. Uświadomiłem sobie, że coś się zmieniło, gdy po powrocie do domu podczas jazdy samochodem ujrzałem osobę ze wspólnoty, do której żywiłem urazę za to, jak mnie potraktowała. Pomimo prób pojednania czułem do niej niechęć i żal. Tego pierwszego dnia po powrocie ucieszyłem się, że ją ujrzałem i radośnie do siebie pomachaliśmy. Jezus usunął żal i niechęć z mojego serca. Usunął skutecznie, gdyż już po tygodniu była próba trwałości tego nowego stanu mojej duszy. Do Pana odszedł brat z naszej wspólnoty, którego żegnaliśmy, jak umieliśmy razem w jedności i miłości braterskiej. Alleluja Jezus żyje!
Grzegorz Wojdat