Tysiąc kilometrów. Czy warto?
Przejechać tysiąc km by być na pierwszym w życiu DWDD. Czy było warto?
DWDD to spotkanie odpowiedzialnych za diakonie diecezjalne. Filia poznańska, gromadząca sześć diecezji Polski północno-zachodniej, spotkała się w Szczecinie, by wspólnie modlić się, dzielić się posługą, doświadczeniem, wspierać się i formować.
Piątkowy wieczór rozpoczęliśmy kolacją, jeszcze w kameralnym gronie, po której przeżyliśmy Eucharystię z nieszporami. Wieczorem odbyło się spotkanie moderatorów i pierwsza część kręgu filialnego, na którym dzieliliśmy się życiem wspólnot DK w naszych diecezjach oraz posługą pary diecezjalnej. Ze względów zdrowotnych niestety nie wszyscy mogli dotrzeć do Szczecina. Tak naprawdę to był pierwszy krąg filialny na żywo od rozpoczęcia pandemii. Wcześniej spotkaliśmy się twarzą w twarz tylko dwa razy, więc byliśmy ciekawi siebie i tego czym żyje Domowy Kościół w diecezjach filii poznańskiej. Różnimy się ogromnie, od diecezji z czternastoma rejonami, po te z trzema, jak nasza kaliska. Inne doświadczenia, ale podobne problemy i pragnienia. Pragnienia, by wspólnota Domowego Kościoła w naszych diecezjach wzrastała. I o tym wszystkim mówiliśmy podczas pierwszej części kręgu filialnego. Nieustannie zadziwia mnie fakt, że w sumie obcy sobie ludzie, nieczęsto przecież spotykający się, umieją głęboko wchodzić w dialog, dzielić się swoim doświadczeniem i wzajemnie wspierać się. I pewnie wszystkim wiadomo, że ta jedność pochodzi od Chrystusa, ale mnie to doświadczenie Jego działania ciągle wprawia w zachwyt. Człowiek wychodzi ze spotkania umocniony i zainspirowany do działania.
Sobotni poranek rozpoczęliśmy jutrznią, potem wspólne śniadanie i oczekiwanie na pozostałych uczestników DWDD. W tematykę spotkania, dotyczącą toczącego się w Kościele synodu o synodalności, wprowadził nas moderator filii, ks. Adrian Put. Pogłębieniem tematu była wypowiedź oazowicza, Aleksandra Bańki, profesora Uniwersytetu Śląskiego, jednego z dziesięciu przedstawicieli kontynentu europejskiego na otwarcie procesu synodalnego w Rzymie. W swojej relacji „Co wydarzyło się w Watykanie?”, którą można znaleźć na YT, opowiedział nam z czym jechał na otwarcie synodu w Rzymie, co tam przeżył i jakie doświadczenia przywiózł ze sobą. Po tym onlinowym spotkaniu z liderem Centrum Duchowości Ruchu Światło-Życie Archidiecezji Katowickiej w Tychach, pracowaliśmy w grupach metodą, którą przedstawiciele na synod przećwiczyli już w Watykanie. Rozważaliśmy 10 tematów tj. towarzysze podróży, słuchanie, zabieranie głosu, celebrowanie, współodpowiedzialność, dialog w Kościele i w społeczeństwie, ekumenizm, władza i uczestnictwo, rozeznawanie i podejmowanie decyzji, formowanie się synodalności. Każda grupa miała przydzielone dwa tematy. Spotkanie rozpoczęło się od pięciu minut ciszy, po której mieliśmy pierwszą rundę dzielenia się. Każdy miał po dwie minuty na swoją wypowiedź. Potem nastąpiło pięć minut milczenia, po którym dzieliliśmy się tym, co wzajemnie nas poruszyło, dotknęło czy zainspirowało w wypowiedziach innych uczestników. A potem znowu pięciominutowe milczenie i dzielenie się tym, co zabieramy ze sobą z tego spotkania.
Kiedy papież Franciszek ogłosił synod o synodalności szczerze mówiąc nie byłam zachwycona. Często uczestniczyłam w katolickim gadaniu. Przeważnie opierało się ono na dwóch filarach: jak to kiedyś było fajnie, jak to dziś jest strasznie. Gadanie, które nie przekładało się na życie. Rozmowy, gdzie słuchający, udają, że słyszą. Synod o synodalności wydawał się kolejnym gadaniem dla gadania, stratą czasu. Doświadczenie spotkania w grupach na DWDD pokazało mi, że to gadanie, szczere, od serca (liczę też, że od Ducha Świętego), nie filtrowane przez sito „co wypada powiedzieć, a czego nie”, jest owocne. Szczególnie druga część była dla mnie cenna kiedy mieliśmy mówić, w jaki sposób słowo drugiego rezonuje we mnie. Tu nie dało się uciec w to, co chcę jeszcze dopowiedzieć, ale trzeba było naprawdę wykazać się słuchaniem drugiego człowieka.
Ze spotkania wyszłam może nie z przekonaniem, ale z nadzieją, że to synodalne gadanie przełoży się na to, że usłyszymy głos Ducha Świętego, usłyszymy siebie nawzajem, a to zainspiruje nas do nawrócenie i głoszenia Jezusa.
Po spotkaniu w grupach poszliśmy na spotkanie twarzą w twarz z Jezusem. Po Namiocie Spotkania przeżywaliśmy Eucharystię, podczas której ciekawą homilię wygłosił ks. Adrian Put. Moderator filii poznańskiej opowiedział nam o dwóch modelach synodalnych, zstępującym oraz wstępującym, z który mamy obecnie do czynienia, a podczas którego papież chce usłyszeć, do Duch Święty mówi do Kościoła. Ks. Adrian zastanawiał się, co należy zrobić, by synodalność mogła zaistnieć. Odpowiedzią jest sensus fidei, zmysł wiary ludu Bożego, mówiący, że suma wiernych ma gwarancję od Pana Boga przez Ducha Świętego, że nigdy nie zbłądzi w wierze. Zmysł wiary ludu Bożego, dar otrzymany na chrzcie świętym, ma pomagać nam odczytywać Bożą wolę. Szczególnie utkwiły mi ostatnie zdania homilii, w których ks. Put wskazał przeszkodę w korzystaniu w sensus fidei, a jest nią znana każdemu z nas pycha. To ona, ubrana w szaty „jestem niegodny” blokuje nas przed posługą. „Kryzys zaczyna się wtedy, kiedy ci co mają zmysł wiary, zamiast posługiwania siedzą cicho”. Mocne.
Po Mszy Świętej był obiad, a po nim spotkania poszczególnych diakonii. Z racji posługi popołudnie spędziliśmy na spotkaniu kręgu filialnego, które przeżywaliśmy z parą krajową, Małgorzatą i Tomaszem Kasprowiczami.
Po przeczytaniu tekstu pewnie wiecie jak brzmi moja odpowiedź na pytanie postawione na początku – warto było pokonać tysiąc km, by przeżyć DWDD! Podczas takich spotkań człowiek doświadcza na własnej skórze piękna wspólnoty oazowej, po raz kolejny zachwyca się charyzmatem Ruchu Światło-Życie i cieszy się ze wspólnego podążania za Chrystusem. Dlatego w kalendarzu zapisałam już marcową datę DWDD w Koszalinie. Znowu będzie trzeba przejechać tysiąc km 😃, ale już wiem, że warto.
Kasia Dudka-Kania